Fot.: Zdjęcie okładki do filmu. |
„Ujrzałem nowe niebo i nową ziemię,
bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły. Również morza już nie
ma. I zobaczyłem, że z nieba od Boga zstępuje Miasto Święte, nowe
Jeruzalem, gotowe jak oblubienica, która przystroiła się dla swojego
męża” (Ap 21,1-2).
Jest rok 90. Rzym. Cesarz Domicjan ogłasza się
bogiem. Wszyscy chrześcijanie, którzy nie oddadzą mu czci, mają umrzeć.
Do wspólnoty wyznawców Chrystusa przychodzą listy od Jana, najmłodszego
ucznia Jezusa. Jego listy ożywiają wiarę
chrześcijan i są wsparciem w trudnym czasie próby. Chrześcijanie wierzą
w ich autentyczność, choć Rzymianie rozpowiadają, że Jan umarł dawno
temu. Aby ostatecznie rozprawić się z „religijnymi bredniami”,
prześladowcy postanawiają odszukać starca i go zgładzić. Zadanie to
przypada młodemu żołnierzowi Valeriusowi. Jakich sztuczek użyje, aby
zbliżyć się do Jana i... w kim się zakocha?
Wątek prześladowań i miłosna historia przeplatają się w filmie ze
słowami z ostatniej księgi Pisma św. Księga ta, czyli „Apokalipsa św.
Jana”, wyjaśnia sens całej historii świata. Jest ona objawieniem i
proroctwem, których źródłem jest sam Bóg. Film pt. „Apokalipsa św. Jana”
to piękna opowieść o końcu, dzięki niej mniej boję się... śmierci.
Przeniesione na kinowy ekran wizje św. Jana są dla mnie bardziej
zrozumiałe. Ale, co najważniejsze, twórcy filmu nie straszą armagedonem,
totalną zagładą, klęską. Nie ma krwi, podciętych gardeł i głodu, jak
nierzadko wyobrażamy sobie apokalipsę. Wręcz przeciwnie – scenarzysta i
reżyser zwrócili uwagę na co innego. Pokazali, że u schyłku dziejów
objawi się Boża potęga. Owszem, mamy jeźdźców apokalipsy, którzy niosą
sprawiedliwość. Mamy też figury woła, lwa, orła i człowieka, które
reprezentują całe stworzenie: wół – zwierzęta oswojone, lew – dzikie,
orzeł – te żyjące w przestworzach, człowiek – ludzi. Ale nie chodzi o
to, by wzbudzić w nas paniczny strach przed ponownym przyjściem
Zbawiciela, ale raczej zmotywować do dobrego przygotowania się na to
wydarzenie. I wypatrywania go z radością, tak jak czeka się na spotkanie
z przyjacielem.
Film miał swoją premierę w 2002 roku. Nie
stracił jednak nic na swojej aktualności i jest obowiązkową pozycją w
familijnej filmotece.
Źródło artykułu: „Dzień Pański” nr 55 z dnia 17.11.2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pozostaw swoją opinię