wtorek, 1 lipca 2014

Apokalipsa Świętego Jana (tytuł oryginału: „San Giovanni - L'apocalisse”)


Fot.: Zdjęcie okładki do filmu.
„Ujrzałem nowe niebo i nową ziemię, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły. Również morza już nie ma. I zobaczyłem, że z nieba od Boga zstępuje Miasto Święte, nowe Jeruzalem, gotowe jak oblubienica, która przystroiła się dla swojego męża” (Ap 21,1-2).

Jest rok 90. Rzym. Cesarz Domicjan ogłasza się bogiem. Wszyscy chrześcijanie, którzy nie oddadzą mu czci, mają umrzeć. Do wspólnoty wyznawców Chrystusa przychodzą listy od Jana, najmłodszego ucznia Jezusa. Jego listy ożywiają wiarę chrześcijan i są wsparciem w trudnym czasie próby. Chrześcijanie wierzą w ich autentyczność, choć Rzymianie rozpowiadają, że Jan umarł dawno temu. Aby ostatecznie rozprawić się z „religijnymi bredniami”, prześladowcy postanawiają odszukać starca i go zgładzić. Zadanie to przypada młodemu żołnierzowi Valeriusowi. Jakich sztuczek użyje, aby zbliżyć się do Jana i... w kim się zakocha?

Wątek prześladowań i miłosna historia przeplatają się w filmie ze słowami z ostatniej księgi Pisma św. Księga ta, czyli „Apokalipsa św. Jana”, wyjaśnia sens całej historii świata. Jest ona objawieniem i proroctwem, których źródłem jest sam Bóg. Film pt. „Apokalipsa św. Jana” to piękna opowieść o końcu, dzięki niej mniej boję się... śmierci. Przeniesione na kinowy ekran wizje św. Jana są dla mnie bardziej zrozumiałe. Ale, co najważniejsze, twórcy filmu nie straszą armagedonem, totalną zagładą, klęską. Nie ma krwi, podciętych gardeł i głodu, jak nierzadko wyobrażamy sobie apokalipsę. Wręcz przeciwnie – scenarzysta i reżyser zwrócili uwagę na co innego. Pokazali, że u schyłku dziejów objawi się Boża potęga. Owszem, mamy jeźdźców apokalipsy, którzy niosą sprawiedliwość. Mamy też figury woła, lwa, orła i człowieka, które reprezentują całe stworzenie: wół – zwierzęta oswojone, lew – dzikie, orzeł – te żyjące w przestworzach, człowiek – ludzi. Ale nie chodzi o to, by wzbudzić w nas paniczny strach przed ponownym przyjściem Zbawiciela, ale raczej zmotywować do dobrego przygotowania się na to wydarzenie. I wypatrywania go z radością, tak jak czeka się na spotkanie z przyjacielem.
 Film miał swoją premierę w 2002 roku. Nie stracił jednak nic na swojej aktualności i jest obowiązkową pozycją w familijnej filmotece.

Magdalena Guziak-Nowak

Źródło artykułu: „Dzień Pański” nr 55 z dnia 17.11.2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pozostaw swoją opinię